Za nami VI spływ kajakowy. Jakoś lubimy te duże rzeki, świetnie nadają się na wieloosobowe, rodzinne spływy. Była już Wisła, Warta, Bug przyszedł i czas na Narew. Do udziału w imprezie zgłosiły się 63 osoby, czyli 31 kajaków. Obok klubowiczów z Kaloryfera byli nasi stali goście z Hajnówki, spod Gorlic a nawet z Choszczna i Warszawy. Przepłynęliśmy górny odcinek Narwi od miejscowości Narew do miasteczka Suraż – około 70 km.
Daleko od nas na to Podlasie, ale przecież warto zmęczyć się te kilka godzin w aucie. Krajobrazy zupełnie nie te nasze południowe, domów jak na lekarstwo, turystów również. Wieczorami wystarczy tylko na moment wyjąć z uszów słuchawki od smartphona by zachwycić się symfonią przyrody. Wszystko się drze, wszystko w tej wodzie gada. Atutem Podlasia są te niezwykłe miejsca, gdzie wciąż jeszcze nie ma zasięgu sieci komórkowych. Czysty relaks. Imprezę we środę wieczorem rozpoczęliśmy od pieczonego dzika i innych Darów Podlasia – wędzonej szynki, rozmaitych pierogów, kiszki ziemniaczanej, chleba na liściach chrzanowych, ogórków jednodniowych i innych tam…
Mieszkaliśmy na kampingach nad rzeką w otoczeniu samej tylko przyrody. Co noc ogniska i gadanie do późnej nocy.
Nie sposób nie wspomnieć o firmie (www.splywy-kajakiem.pl), dzięki której już po raz kolejny udało nam się doświadczyć tylu pięknych chwil na rzece. Rafale, jesteś doskonały, zawsze na czas, zawsze świetnie przygotowany i zawsze dyskretnie. Mamy nadzieję, że to nie nasz ostatni wspólny spływ.
Podziękowania należą się również Witkowi, dzięki któremu co rok w okresie Bożego Ciała możemy się razem zmęczyć przy wiośle. Drogi Witku, nie ustawaj w trudach. Żądamy jeszcze!