Informacje > Relacja ze spływu kajakowego - Piława 2019

Relacja ze spływu kajakowego - Piława 2019

Kolejna udana impreza kajakowa, tradycyjnie w weekend Bożego Ciała za nami. Ile ich dotąd było? Wisła, Liwiec, Pilica, Bug, Warta, Narew, Wieprz i wreszcie Piława. Uzbierało się tego. Jeszcze dwa i będziemy mieli mały jubileusz.

Nie bardzo podobał mi się pomysł aby jechać przez pół Polski, gdzieś tam hen aż pod Szczecinek po to, by spędzić 3 dni na mało znanej rzeczułce jakich przecież wiele. Po wszystkim okazało się, że jednak było warto. Choćby dla samego Bornego Sulinowa – miasta z kosmosu, którego jeszcze niedawno nie było na mapach i które po opuszczeniu przez Rosjan najpierw upadło, by po niemal trzech dekadach powstać z martwych jak Feniks. Mieszkaliśmy nad samą wodą, na części pola kampingowego, gdzie nikt oprócz nas nie miał wstępu. Woda w Piławie czysta, przejrzysta, nocą spotykaliśmy w niej raki. Spłynęliśmy niemal 60 km, w trzech etapach, a każdy inny. Pierwszy – jeziorno rzeczny, woda niemal stojąca; trzeba było trochę popracować aby dopłynąć do celu. Drugi, to odcinek najdłuższy, rzeka leniwie meandrująca w lesie, z rzadka urokliwe polany. Na ostatnim etapie Piława znacząco przyśpieszyła, pojawiły się zwałki. W każdy dzień było co robić. Spływ był niemal międzynarodowy - zaczęło się od poradzieckiego Bornego Sulinowa, byliśmy po drodze w Szwecji i przepływaliśmy przez Czechy(ń). Kto patrzył ten widział czaple, żurawie, zimorodki, bobry, jelenie i inne ptaki.  

Sukces tegorocznego spływu tylko częściowo zależał od urokliwego miejsca i czystej rzeki. W dużej mierze to zasługa towarzystwa. Było nas prawie 40 osób, dużych i małych oraz bardzo małych (Stefan debiutował w roli kapitana, bez wiosła). Byli starzy wyjadacze Koniospływów oraz debiutanci z tegorocznego klubowego narybku. Z tych chyba najbardziej się cieszę. W porównaniu do innych napotkanych grup na rzece nasi radzili sobie bardzo dobrze, nawet ci, którzy wiosło mieli w ręce po raz pierwszy. Ku zachwytowi naszych klubowych nastolatek odwiedziła nas cała grupa wspaniałych chłopaków z Choszczna. Trzeba też dodać z żalem, że brakowało kilku starych wyjadaczy. Dotkliwie odczuliśmy brak Ducha Puszczy. Mam nadzieję, że w przyszłym roku nadrobicie to chłopaki z Hajnówki? Podobało mi się jak sobie pomagaliśmy na przenoskach, jak niektórzy wspaniali mężczyźni kierowali ruchem w trudnych miejscach. Również to, że miejsca po naszych postojach nie wyglądały jak po przejściu Hunów.

Dziękuję wszystkim uczestnikom za aktywne jestestwo i budowanie dobrej atmosfery. Witkowi dziękuję za kolejną wspaniałą imprezę na wodzie. Wszyscy czekamy na kolejny spływ. Termin wiadomy, pomysł też już jest, ale Witek nie kazał mówić.

Wojtek

PS. Jeden uczestnik tegorocznego spływu był najlepiej przygotowany. Miał wszystko – mapy, walkie-talkie, telefon i takie tam inne GPS-sy. I tylko on się zgubił. No, ale to było na terenie Szwecji a Szwecja jak wiadomo duża jest. Nie każcie mi mówić kto zacz. W każdym razie wszystkich, którzy czekając na tego sierotę klęli jak szewce, w jego imieniu serdecznie przepraszam. 

PS1. Uprasza się o nadsyłanie zdjęć na adres wojciech.naworyta@gmail.com. Jak to ma być - relacja bez galerii?